Odkąd zostałam Mamą i ilość mojego czasu nagle drastycznie uległa zmianie, wizyty w toalecie niemal zawsze odbywały się z towarzystwem. Czasem czułam się jak aktor w teatrze. Dwóch małych widzów, zawsze bawił ten sam komentarz: „idę siusiu„, podczas gdy dla mnie to nigdy nie było zabawne, bo zazwyczaj i tak szłam tam w ostatniej chwili…
Inaczej rzecz się miała z Tatą. Kiedy on postanawiał skorzystać z toalety, dziwnym zbiegiem okoliczności nigdy nie miał asekuracji. Toaleta stawała się jego oazą spokoju. Minuta za minutą tylko dla siebie…
Wczoraj, kiedy po raz kolejny chciałam wymknąć się tam ukradkiem, dosłownie na chwilkę i kiedy znów zapukano do mnie z pytaniem – „czy długo jeszcze„, bo one siedzą same, przypomniałam sobie, jak to wyglądało u nas, kiedy byliśmy jeszcze we czwórkę…
I niech mi ktoś powie, że w rodzicielstwie panuje równouprawnienie…
Podróż Taty do toalety. Z przymrużeniem oka 🙂
4. Mama wchodzi do brudnej toalety, a wychodzi zawsze z czystej. To niesamowite, co zauważa, gdy siedzi przez 30 sekund na tronie. Mama w tym samym czasie wyciera kurz z parapetu i uchwytu na rolki, usuwa liczne puste kartonowe tuby, rozjaśnia kibelek i czyści siedzisko, a nawet myje umywalkę podczas mycia swoich rąk.
Ba. Bywa, że Mama podczas seansu nawet się umaluje. To jest rzadkość, ale kiedy czas ją goni, to makijaż robi nawet w minutę. I ma podzielność uwagi…
Ale bywa i tak… Dzieci oglądają bajkę. Mama postanawia wykorzystać swoje 5 minut. Pozostawia uchylone drzwi (żeby nikt nie usłyszał jak je zamyka) i wzdycha z zadowoleniem, gdy siedzi już minutę. Bierze odrobinę zimnej kawy i przegląda Instagrama. Mija kolejna minuta, a tutaj nagle słychać tupot małych stóp i dwa głosy krzyczące „Mamusiu! Gdzie jesteś?”
Gdy mama pośpiesznie wychodzi z łazienki, Tata przybywa na kolejne rundy. Chwilę później woła „Kochanie … Kochanie? … Jesteś tam? Czy możesz przyjść i zabrać dzieci? Próbuję skorzystać z toalety! Zabierz je! Natychmiast”.
Cóż… Witaj w moim świecie, witaj w moim świecie Kochany…
