Początkowo, kiedy przeczytałam info na Onecie o tragedii na Górce Szczęśliwieckiej, gdzie w wyniku uderzenia w ławkę, zmarł 12 letni chłopiec zjeżdżający na sankach… pomyślałam, że tragedie zdarzają się wszędzie. A potem zaczęłam myśleć i zrozumiałam, że o ile niektórym tragediom nie można zaradzić, o tyle są takie, gdzie MY SAMI możemy praktycznie do zera zminimalizować niebezpieczne konsekwencje.
Tak jak w takich sytuacjach.
Kto z nas idąc na sanki z dziećmi zakłada KASK? Ja nie. I nigdy nie zakładałam. Ani sobie, ani dziewczynkom. Nie widziałam też nikogo w kasku na żadnej górce w tym roku. Nie przypominam sobie, żebym kogokolwiek i kiedykolwiek widziała w kasku na sankach czy dupolocie. Ot – idziemy na sanki dobrze się bawić. Kask? No coś Ty… Kto by myślał o ławkach, drzewach, kamieniach pod śniegiem, czy innych sankarzy z prędkością wjeżdżających w nasze dziecko… prawda?
A jednak!
Mamy tendencje do tego, by nie myśleć o konsekwencjach, dopóki nie zdarzy się jakaś tragedia w naszym najbliższym otoczeniu. Często wydaje nam się, że takie rzeczy nas nie spotkają. Ale jednak kogoś spotykają i tym kimś możemy być MY.
Zjazd na sankach to prędkość. A tam gdzie w grę wchodzi prędkość, zawsze trzeba zachować bezpieczeństwo. Wczoraj byłam na tej samej górce godzinę przed tragedią. Widziałam dwie potencjalnie niebezpieczne sytuacje, ale żadna z nich nie uświadomiła mi, że na sanki moje dziewczynki powinny zakładać KASK. Dopiero czyjaś bolesna strata, zapaliła we mnie czerwoną lampkę… Dobrze, że w ogóle zapaliła.
Możecie się śmiać, możecie mówić, że za naszych czasów…
Za naszych czasów nikt nie jeździł w fotelikach samochodowych. To nie argument.
Tutaj nie ma argumentów przeciw. Kiedy w grę wchodzi bezpieczeństwo.
Dlatego zachęcam #zabierzkasknasanki.
Na dupoloty, nartosanki, kuligi itd.
Zadbaj o bezpieczeństwo swoich dzieci i swoje. Pomyśl, nie ignoruj, uświadamiaj.
Moja prośba do Was. Apel. Tej zimy i każdej kolejnej.